Praga, cz. II, czyli podróżujemy
Starałam się jak mogłam, aby zamówić, zjeść i sfotografować wszystko, o czym wspominałam w poprzednim poście. Nie wszystkich potraw osobiście próbowałam, ale w opisie będę bazować na opiniach zaufanych osób - bo przecież moich rodziców ;)
1. Palačinky, czyli naleśniki
Naleśników spróbowałam dzisiaj, w ostatni dzień. Były sprzedawane w budzie, podobnie jak trdlo. Drobna kobieta z wprawą zwijała mi cienkiego naleśnika z toną czekolady i bananami. Do wyboru były najróżniejsze dodatki: począwszy od zwykłego cukru pudru, kończąc na czekoladzie z dodatkiem herbatników. W smaku naleśnik, jak naleśnik, bez uniesień. Ale sposób podania, nadzienie i fakt, że jem je w Pradze dodały im smaku. Ostatecznie: polecam.
2. Lívance s borůvkami, czyli naleśniki z borówkami
Też naleśniki, ale pod inną nazwą, która kryje całkowicie odmienną recepturę. Lívance to małe, drożdżowe naleśniki podawane ze śmietaną i różnymi dżemami. Podobne do racuchów. W moich wyczuwalny był aromat cynamonu, aczkolwiek w czeskich przepisach nie ma o nim wzmianki. Ja jadłam je tylko raz, w tylko jednym miejscu. Niestety, dostałam je odgrzane, lekko gumowate i z zakalcem. Smak borówkowego dżemu i śmietany nieco łagodził obolałe podniebienie, a i sam smak naleśników nie był najgorszy, gdyby tylko były świeże! Ostatecznie: może być.
Nie, ja golonki nie próbowałam i nie żałuję :) Nie moje smaki. Z opinii mojego "eksperta" wynika, że w środku mięso się rozpływało, skórka była przyjemnie chrupiąca, a całość była najpierw gotowana w piwie, a następnie pieczona na złoto. Podane z białą kapustą na słodko - kwaśno smakowało wspaniale. Najlepszym potwierdzeniem tych słów jest jedzenie tejże golonki dwa dni z rzędu :) Ostatecznie: bardzo polecam.
4. Vepřové dušené v chlebu, czyli gulasz wieprzowy w chlebie
Nie było to moje danie obiadowe, ale z przyjemnością spróbowałam. Jestem wielbicielką wszelkiego pieczywa i ten gulasz nie pozostał mi obojętny. Dla mnie smakował curry, był lekko słodki. Opinie na jego temat są podzielone: mnie i tacie przebijało się curry, mama nic takiego nie wyczuła. Chleb, pełniący rolę miski, według mnie był za miękki. Gdzie bym nie zamówiła dania w chlebie, był on miękki. A tak liczyłam na słodkie chrupnięcie przy wygryzaniu dziury w miseczce. Ostatecznie: może być.
I oto dochodzimy do rzeczy, której najbardziej chciałam spróbować. Słynne czeskie knedle! Zamówiłam je bez niczego, bez gulaszu, mięsa, nawet bez surówki. Niezapomniany wzrok kelnerki, która stara się mnie, dyletantce, wytłumaczyć, że knedli NIE powinno się jadać bez niczego. Ale cóż poradzić, kiedy człowiek cały dzień chodzi od knajpy do knajpy i próbuje wszystkiego za wyjątkiem samego kucharza? Tak więc, otrzymałam mały talerzyk z ziemniaczanymi przysmakami. Dla mnie był to zgnieciony miąższ ze świeżej bułki. Lepiej bym tego nie określiła. Utopiłam kawałek w tatowym gulaszu i rzeczywiście, nabrały smaku. Nadal to jednak nie zmienia faktu, że knedle to coś a'la chleb z masłem do parówek. Ostatecznie: zjadliwe.
6. Ovocné knedlíky, czyli knedle owocowe
Zdawałoby się, że to zwykłe brambory zabarwione kolorem truskawek. Te knedle, w odróżnieniu od wcześniej wspomnianych, są naprawdę dobre i nie aż tak banalne. W środku z owocem, niekoniecznie truskawką, podane na pierzynie z bitej śmietany. Dla takiego łasucha jak ja to istny raj. Ostatecznie: bardzo polecam.
Na koniec bardziej popularna przekąska, o której chcę wspomnieć, abyście nie myśleli, że Praga to tylko ziemniaki i wieprzowe kolana ;) Przy wejściu na Most Karola zatrzymałam się i zaczęłam obserwować pracę "trdelniniraki". Kobieta jak maszyna nawijała na wałki sznury ciasta drożdżowego i obtaczała je w cynamonowo - migdałowej mieszance. Zeszłam tam z zamiarem kupienia setnego już chyba trdlo. Zauważyłam, że są też precle. W smaku zwyczajne, nieszczególnie praskie ;) Ale dobre! Miękkie, solone, skręcone. Ostatecznie: polecam.
A na koniec kilka mało kulinarnych zdjęć z "Muzeum voskových figurín", czyli z muzeum figur woskowych :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz